30 lip 2012

Rozdział 15. Pan Bogiem, magia nałogiem, walki zabawą. Trening podstawą?

    Otworzyłam swój notes i zmarszczyłam czoło w zamyśleniu. Końcówkę długopisu wetknęłam w usta. Czas uporządkować fakty. Świat Harrego Pottera istnieje. Jestem córką Voldemorta. Nie wszystko jest zgodne z prawdą. Moja macocha nie żyje, prawdziwa matka zamieniona jest w ogromnego węża.Draco i Blasie to zagadka. Ron -  zbyteczne wspominać. Ginevra. Nad nią trzeba by było pomyśleć. Granger. Też tajemnica. Dalej... A,no tak. Oczywiście trzeba wymyślić historię na temat Dumbledore'a. Ale najbardziej nurtującym pytaniem jest Bartemiusz Crouch. Postawiłam kropkę. Problemem też zaczyna być Umbridge. Teraz, kiedy nie ma Pottera, trzeba opracować inny sposób pozbycia się jej. Schowałam notes do szuflady. Usłyszałam pukanie. Cóż za wyczucie. Drzwi uchyliły się i przez szparę zobaczyłam głowę Precelka.
- Lord panienkę wzywa - i już go nie było. Z westchnieniem założyłam czarną pelerynę. Wolałam posiedzieć jeszcze i podumać. Mozolnie weszłam po schodach i - nie spiesząc się, bez pukania wtargnęłam do gabinetu ojca.
- Tak? - Zaczęłam. Pomieszczenie jak zwykle skryte było w ciemności. Próbowałam dostrzec ruch. Prześledziłam wzrokiem pokój. Stop. Szelest. Gwałtownie się odwróciłam i uchyliłam przed kopnięciem. Niestety, straciłam jednocześnie równowagę i wylądowałam na pośladkach. Zaczęłam je sobie dyskretnie rozmasowywać. Co do... Po pokoju rozniosło się zduszone parsknięcie. Podniosłam się szybko i zaczęłam nasłuchiwać. Oślepiło mnie nagłe światło. Zmrużyłam oczy.
- Już możesz się rozluźnić - usłyszałam rozbawiony głos. Crouch - Co mnie zdradziło?
- Trzepot płaszcza - odparłam patrząc w bok. Po chwili jednak spojrzałam na mężczyznę z wyrzutem - Chciałeś mnie kopnąć!
- Uniknęłaś ciosu - wzruszył ramionami.
- Ale...
- Zasada numer 1: Refleks - zdumiona patrzyłam jak mija mnie i siada na jednym z krzeseł przed biurkiem.
- Przepraszam za spóźnienie - do gabinetu wszedł mój ojciec - Mały incydent, nieważne.Paulina, usiądź. Musimy coś ustalić. Jak wiesz, dążę do stworzenia pewnego porządku w świecie Magii. Nie chodzi tu jedynie o wygonienie mugoli. Wszystko ma swojego "właściciela". Ministerstwo się nie nadaje. Obecnie rządzi Dumbledore. On wprowadza zamęt - Tom potarł oczy - Jestem już zmęczony gonitwą za starcem. Próbowałem wielu sposobów na złamanie go, na marne - Słuchałam tego w skupieniu - Musisz mi pomóc - otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia - musisz opanować sekretne techniki magii. Tak, czarnej magii. Ale żebyś była w stanie, twoje ciało również musi być gotowe.
Ciało? - Powtórzyłam bezgłośnie.
- Te czary wymagają siły, precyzji szybkości. Między innymi. Są inne niż te, które znasz. Nie tylko niewerbalne, ale także bez użycia różdżki. To moce żywiołów. Musisz stać się trwałą jak ziemia, delikatna jak woda, niszcząca jak ogień, twórcza jak wiatr, groźna niczym burza.
- Nie rozumiem. Mam byc jednocześnie silna i słaba.
- Nie. Masz pokonać swoje słabości i użyć na swoją korzyść. A Bartemiusz ci w tym pomoże.
- W jaki niby sposób?
- Nauczy cię kontroli ciała i umysłu. Opanować moce będziesz musiała sama. Później - uśmiechnął się - Idź odpocząć - Podniosłam się i postąpiłam o krok. Zahaczyłam o coś nogą i z piskiem runęłam na ziemię.
- Zasada numer 2: Równowaga. Do jutra - Crouch ukazał zęby.
    Ktoś niezwykle natarczywie dobijał się do mojego pokoju. Niechętnie zwlokłam się z łóżka i otworzyłam drzwi. Za progiem stał mój nowy mentor ubrany w dres. Tak, to była ironia.
- Dobry! Gotowa? - Zapytał pogodnie.
- Gotowa na co? - Mężczyzna spojrzał na mnie niepewnie.
- No... na trening. Nie mówiłem wczoraj?
- Pominąłeś ten fakt - odparłam niemrawo - Daj mi kilka minut - ziewnęłam i zamknęłam drzwi przed nosem mężczyzny. Poczłapałam do łazienki i chlusnęłam sobie zimną wodą w twarz, aby się rozbudzić. Niewiele to jednak dało. Będąc już ubraną opuściłam pokój. Crouch opierał się o ścianę.
- Gdzie ćwiczymy? - Spytałam związując włosy.
- Na dworze, a gdzie - szczęka mi dosłownie opadła. Pewnie i tak bym nic nie wynegocjowała, więc nie kłóciłam się - No, to zaczynamy! - Krzyknął entuzjastycznie brunet, kiedy nasze nogi zatonęły w półmetrowej warstwie śniegu.
    Zdyszana opadłam na ziemię. Było mi tak gorąco, że zaspy dawały jedynie ukojenie.
- Woody - sapnęłam.
- Wstawaj, to dopiero początek - jęknęłam przerażona.
    Aaa... Apsik! - Kichnęłam i zatrzęsłam się z zimna - Nigdy więcej - powiedziałam, szczękając zębami. Okryłam się szczelniej kocem i pociągnęłam łyk herbaty.
- Przed chwilą było ci gorąco - mruknął Bartemiusz. Zmroziłam go wzrokiem. Powietrze w pokoju jeszcze bardziej się schłodziło.
- Ale. Już. Nie. Jest - wycedziłam i znów kichnęłam. No to czeka mnie jedynie łóżeczko. Może to i bezpieczniej dla mnie. Wygodniej ułożyłam sobie poduszkę i obróciłam się tyłem do Croucha.
- Ciężko za tobą nadążyć - usłyszałam.
- Lepiej nie próbować - szepnęłam. Drzwi zatrzasnęły się. Przekręciłam się na plecy i wpatrzyłam w sufit. Wolałam nawet nie myśleć o przyszłych treningach. Ale tak czy inaczej, głównym źródłem siły jest wypoczynek. I jedzenie. O tak, zdecydowanie zjadłabym tabliczkę czekolady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Treść właśnością Cavalli. Motyw Rewelacja. Obsługiwane przez usługę Blogger.