30 lip 2012

Rozdział 13. Magiczne chwile, które zrozumiemy kiedy przeminą.





    Ostrożnie postawiłam nogę. Drugą. Wbiłam czubek łyżwy w lód i odbiłam się. Śnieg prószył mi w twarz, ale to tylko wywołało u mnie jeszcze więcej radości. Rozpędziłam się i spróbowałam zrobić obrót. Wyszło dość niezdarnie. Lód nie był idealnie gładki, w końcu to zamarznięte jezioro. Mnie wystarczyło. Rozpostarłam ramiona i pochyliłam się. Przypomniałam sobie jak wraz z sierotami jeździłam na okolicznym stawie. Uśmiechnęłam się. Jadąc na jednej nodze, spojrzałam w górę. I przez to straciłam równowagę. Rozmasowywałam obite pośladki, kiedy usłyszałam parsknięcie. Spojrzałam w tamtą stronę.
- Z czego się śmiejesz – burknęłam speszona.
- Lepsze pytanie to „z kogo” – Malfoy uśmiechnął się krzywo.
- Nie masz kogo dręczyć?
- Czuj się zaszczycona – starałam się ukryć uśmiech.
- A tobie co się stało? Nagle przypomniałeś sobie o moim istnieniu?
- Nigdy nie zapomniałem – odparł cicho. Nastała krępująca cisza. Odkaszlnęłam.
- Co cię tu sprowadza, zacna fretko? – Starałam się przybrać obojętny ton, jednak nie dało się ukryć, że poczułam przyjemne ciepło w sercu. Blondyn zamyślił się.
- Powiedzmy, że chciałem się przewietrzyć.
- A tak naprawdę? – Wzruszył ramionami. Nie dociekałam. Nie wiedziałam jak się teraz zachować. – Będziesz tak stał?
- Za zimno żeby siedzieć – wywróciłam oczami. Nagle wpadłam na pewien pomysł. Podjechałam do zaspy i zrobiłam kulkę. Stanęłam przed Ślizgonem, który wpatrywał się we mnie z uniesioną brwią. Po chwili śnieg opadał z jego wykrzywionej grymasem twarzy. Przeczuwając co się zaraz stanie, rzuciłam się do ucieczki. Nie myliłam się – blondyn po chwili biegł za mną, co chwilę się przewracając. Ja, choć w łyżwach, nie byłam dużo lepsza. Usilnie starłam się złapać równowagę, machając rękoma. Musiało to wyglądać co najmniej dziwnie. Gryfonka ze śmiechem sunąca po zamarzniętym jeziorze, za nią b i e g n ą c y po lodzie Malfoy z resztkami śnieżki na twarzy. Miałam świadomość, że przeżywam coś niezapomnianego – jedną z tych magicznych chwil, które jesteśmy w stanie zrozumieć dopiero wtedy, gdy już miną.
Zmęczona zatrzymałam się by odetchnąć. Po chwili dołączył do mnie Draco.
- Co tak słabo, blondasie? – Wydyszałam.
Jeszcze to odszczekasz – usiedliśmy obok siebie, jakieś 50 metrów od brzegu. To dopiero było… niecodzienne.
- Po co było to przedstawienie „nie znam cie” ? – Spojrzałam chłopakowi w oczy.
- To nie do końca tak. Cała ta sytuacja była… - nie dokończył. Zdawał się nasłuchiwać. Faktycznie, coś było nie tak. Dziwne trzaskani, chrupanie. Zamarłam.  Nie zdążyłam pisnąć, znalazłam się razem z Draco pod wodą. Chłopak już starał się wypłynąć. W moim przypadku był oto niemożliwe. Energicznie przebierałam kończynami, ale łyżwy były sporym utrudnieniem. Powoli brakowało mi tlenu, zimno paraliżowało. W wyniku szoku termicznego zachłysnęłam się wodą. Nagle zrobiło się przyjemnie, spokojnie. Przestałam się szarpać. Patrzyłam jak bąbelki powietrza  wydostają się z moich ust. Poczułam jak coś mnie ciągnie w górę, pomogło mi się wydostać z wody. Wylądowałam na czymś równie mokrym jak ja, ale ciepłym. Przylgnęłam do tego. Mój przyćmiony bólem umysł nie rejestrował jeszcze wszystkiego. To „coś” zaczęło się poruszać. A może cały czas się unosiło i opadało? Mruknęłam niezadowolona, kiedy się podniosło. Co to właściwie jest? Niechętnie otworzyłam oczy. Napotkałam stalowe źrenice. Wszystko znów nabrało barw. Lód się załamał. Draco Malfoy nas wydostał, a teraz niesie mnie do zamku. Mięśnie mimowolnie mi drgały, płuca nadal piekły. Miarowe kołysanie usypiało, ale nie pozwoliłam sobie na odcięcie. Musiałam zachować przytomność. Wtedy będę mogła po prostu pójść do dormitorium, wypić gorącą herbatę i się wyspać.
Dotarliśmy do brzegu, ale chłopak nadal szedł, choć sam szczękał zębami.
- Draco? – Wycharczałam. – Postaw mnie. Już dobrze. – Nie spodziewałam się, że wykona prośbę. Podbiegł do nas Zabini i zaczął się niepohamowanie śmiać.
- Chłopie, co się stało? Widziałem jedynie z okna jak suniesz z Jackobs na rękach. Widzę nowy obiekt westchnień? – Nadal się zaśmiewał.
- Mogłem utonąć! Daj mi lepiej koc.
- Dobrze, że żyjesz. Świat by bardzo ucierpiał bez tej twarzy – zdusiłam śmiech. Ku mojemu zdziwieniu, Blaise nie dał koca przyjacielowi, tylko mnie nim okrył. Odeszli szybkim krokiem, szepcząc coś między sobą. Zdjęłam łyżwy  i poszłam do zamku. Ze smutkiem zdałam sobie sprawę, że moim jedynym przyjacielem jest Ginevra. Właściwie znam tylko ją. Harry był celem misji. Lubiłam go na tyle, na ile pozwalał plan. Ron to nieudacznik. Rozmowa z nim nie jest najmilsza. Granger jest przemądrzałą, irytującą kujonką. Weszłam do dormitorium.
- Co się stało? – Ruda po chwili do mnie doskoczyła i zadała takie samo pytanie jak Zabini. Po przebraniu się i wypiciu gorącej czekolady opowiedziałam o dzisiejszej przygodzie. Ginny patrzyła na mnie zamyślona.
- To dziwne. Lód zazwyczaj jest tutaj niezwykle trwały. Dumbledore osobiście o to dba.
- Nie wiem, może Malfoy skrobał wokół nas paznokciem.
- Nie, raczej wątpię, by chciał je sobie połamać.
- Masz lepszy pomysł?
- Jasne! Snape tam jeździł – wykrzyknęła z przekonaniem.
- Ginny, wątpię by był taki ciężki – odparłam sceptycznie.
- Ale skoro żywe istoty padają pod siłą jego wzroku, to lód też mógł się złamać – wybuchłam śmiechem. Jak mogłam żałować, że mam tylko małą Weasley. Była moim największym skarbem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Treść właśnością Cavalli. Motyw Rewelacja. Obsługiwane przez usługę Blogger.