Biegłam
korytarzem, ile sił w nogach.Starałam się nabierać do płuc jak
najwięcej powietrza. Kłucie w prawym boku utrudniało poruszanie się. Dam radę,zaraz będę na miejscu. Odpychałam
osoby stojące mi na drodze. Co jakiś czas uderzałam kogoś barkiem. Już
prawie,jeszcze kawałek. Zakręt. Widziałam swój cel. Stał do mnie tyłem,
oparty o kolumnę dziedzińca.
-
Panno Jackobs! – Usłyszałam.Niechętnie zatrzymałam się i obróciłam do
nauczycielki. Profesor McGonagall skrzyżowała ręce na piersi. Z
niecierpliwością stukała czubkiem buta o ziemię.Patrzyłam na nią, dysząc
po szybkim biegu.
-
Idziesz, czy nie – Kobieta ruszyła dalej, a ja nie wiedząc, co zrobić,
nadal stałam w miejscu. Spojrzałam na niczego nieświadomego chłopaka i -
wzdychając ciężko - poszłam za opiekunką Gryffindoru. Dogoniłam ją, a
przy każdej próbie wyciągnięcia z niej jakichkolwiek informacji, gromiła
mnie wzrokiem. Zatrzymałyśmy się przy gargulcu, prowadzącym do gabinetu
dyrektora. Po wypowiedzeniu hasła, posąg odskoczył i ukazały się
schody. Profesor McGonagall natychmiast zaczęła się po nich wspinać, nie
mając wyboru, musiałam pójść za nią. Kobieta bez pukania weszła do
gabinetu profesora Dumbledora i gestem ręki dała mi znak, że mam o nic
nie pytać. Niepewnie przekroczyłam próg. Pomieszczenie wyglądało
dokładnie tak, jak opisano go w książce. Owalne, na ścianach portrety
wszystkich dyrektorów szkoły, złote kółko, na którym przysiadywał
feniks, mała biblioteczka. Za biurkiem siedział postawny starzec. Siwa
broda sięgała już prawie do ziemi, twarz poznaczona latami, zza okularów
z niezrozumiałym smutkiem patrzyły na mnie oczy o mądrym wyrazie.
Dłońmi złożonymi jak do modlitwy podpierał haczykowaty nos. Rowling
napisała, że wzrok miał
zawsze pogodny, z oczu wyzierała radość. Jakby się uśmiechały. Jednak
teraz wyglądały na zmartwione. Niespokojnie przestąpiłam z nogi na nogę,
założyłam ręce na ramiona.
-Usiądź – dyrektor wskazał krzesło przed biurkiem.
-Postoję
– kiedy profesorowie nadal nic nie mówili, spróbowałam wypytać ich, o
co chodzi – To zaczyna być niepokojące. Czy coś się stało, dyrektorze?
Kiedy profesor McGonagall mnie zawołała, nieco się spieszyłam, więc
proszę o przejście do rzeczy. To nie jest zabawne – dodałam, kiedy dalej
milczeli.Chcieli być tajemniczy? Nie bardzo im to wychodziło. Z
niecierpliwością cmoknęłam – Przepraszam, ale jeśli macie teraz zamiar
trzymać język za zębami,to niestety będę musiała was opuścić – opiekunka
Gryffindoru na moje słowa gwałtownie wciągnęła powietrze. Uśmiechnęłam
się w duchu. Pewnie dawno nie słyszała tak bezczelnych słów od ucznia.
-Nie wiem, od czego zacząć – Dumbledore westchnął. Odwróciłam się z powrotem do starca.
-Powiedziałabym, że od początku, jednak wolałabym „od najważniejszego”–uśmiechnął się delikatnie.
-To
mogłoby za bardzo tobą wstrząsnąć. Ale dobrze, nie będę przeciągał.
Twoja matka została zaatakowana. Medycy nie zdołali jej uratować –
cisza, jaka zapadła po tych słowach, nigdy nie była tak przeszywająca -
nawet na zajęciach u Snepa. Na miękkich nogach podeszłam do krzesła i –
pomimo mojego wcześniejszego „buntu” – usiadłam. Takiej informacji się
nie spodziewałam. Już chyba wolałam, żeby nadal przeciągał oznajmienie
mi śmierci Bonnie, niż powiedział to tak „ostro”. Nie zorientowałam się,
że mam uchylone usta.Zażenowana szybko je zamknęłam.
-Jak to się stało – pierwsze pytanie, jakie mi się nasunęło.
-Napadnięto
ją ubiegłej nocy. Działali szybko, najwyraźniej nie zależało im
nacierpieniu twojej matki. Nie martw się, nawet nie wiedziała, że
właśnie umiera– niewielkie pocieszenie, ale jednak. Ukryłam
twarz w dłoniach, nie płakałam. Jakbym była opróżniona z wszelkiego
płynu. Nie potrafiłam uronić nawet jednej łzy. Czy byłam więc dobrą
córką? Ale Bonnie nie chciałaby żebym pogrążyła się w rozpaczy. Jednak
na pewno nie będę spokojnie się uczyć w Hogwarcie, kiedy jej mordercy
nie zostali ukarani.
-Kto. Kto to był? – Modliłam się, żeby to nie byli Śmierciożercy.
-Może
wyda ci się to dziwne, patrząc na rozwój magii i technologii
mugolskiej,jednak nie wiemy. Sprawca zatarł wszelkie ślady. Podejrzewam,
że przy pomocy różdżki – więc to czarodziej. Łatwiej się go znajdzie –
Aurorzy cały czas poszukują morderców. Bo wątpię, żeby to była jedna
osoba. Wrogów nie miała ani ona, ani ty, prawda? – Przytaknęłam –
Możliwe, że byli to Śmierciożercy. I niekoniecznie na konkretne
zlecenie, może losowo mieli kogoś zabić. I padło na twoją matkę.Choć to
bardzo wątpliwe. Spaliliby wtedy więcej domów.
-Została spalona? – Byłam przerażona. I on twierdzi, że nic nie czuła?!
-Dopiero
po zabiciu. Dlatego tak ciężko znaleźć sprawców. Bo nie wiemy czy
zamordowano ją zaklęciem Avada, czy innym czarno magicznym. Sąsiedzi nic
nie widzieli i nie słyszeli – Faktycznie bardzo dziwne.
-Dyrektorze, pozwoli pan, że pójdę do siebie.
-Oczywiście – wstałam z krzesła i skierowałam się ku drzwiom. Profesor McGonagall chwyciła mnie za ramię.
-Nie zrób niczego lekkomyślnego – nie do końca świadomie kiwnęłam głową.
Tęsknota
kłuła mnie w sercu, żal ściskał gardło. Jednak pomimo tylu
rozdzierających uczuć, jedno nadal nie pozwalało mi zapłakać. Jedno,
które nie pozwalało się załamać. Jedno, które było trwałe i niezmienne.
Wierne pragnienie zemsty. Nie byłam ani wściekła, ani zrozpaczona. Wiem,
że Bonnie, pomimo kilku błędów, była szczęśliwa. Uwielbiała imprezować,
przez co często wpadała w kłopoty. Kilka niechcianych ciąż – aborcje.
Długi, nawet jeden „pijacki” mąż, z którym szybko się rozstała. Jednak
potrafiła docenić wszystko, co miała. Kochałam ją. Żałuję,że nie
powiedziałam jej tego. Jak wspaniałą matką była.
I
teraz, stojąc na cmentarzu, patrząc na jej blade ciało, spoczywające w
trumnie, dopiero teraz zrozumiałam, co straciłam. Ile to razy
wykrzyczałam jej w twarz jak bardzo jej nienawidzę,kiedy to wracała po
dwóch dniach z przyjęcia. A ona potrzebowała mojego wsparcia. Ile razy
wyrzucałam jej, że powinna adoptować też moich przyjaciół. A to nie była
jej wina. Powinnam jej na kolanach dziękować za wychowanie mnie, zadach
nad głową, za miłość.
Tępym
wzrokiem patrzyłam jak kilku mężczyzn spuszcza zamkniętą już trumnę do
dziury. Na odgłos uderzenia drewna o ziemię,po plecach przeszły mi
dreszcze. Wyciągnięto liny, ksiądz coś mówił, jednak ja słyszałam
jedynie głos Bonnie, mówiącej „chodź, pojedziemy do domu”, kiedy to
adoptowała mnie. Do teraz to pamiętam. Przed oczami mignęła mi jej
roześmiana twarz. Powoli podeszłam do wykopanego dołu i wrzuciłam różę.
Jej ulubiony kwiat.
-Kocham
cię, mamo – wyszeptałam. Zapomniałam o mordercy, ignorowałam naglący
głos księdza. Klęknęłam przy dole i rozpłakałam się. Wszystkie
wspomnienia zawirowały mi w głowie, uwalniając duszone przez dłuższy
czas łzy. Jedna po drugiej skapywały na leżącą kilka metrów niżej
trumnę. Poczułam dłonie odciągające mnie. Obraz zupełnie miałam
rozmazany. Nie chciałam widzieć wypełniającego się piachem grobu.
Przełknęłam ślinę. Każdy kolejny wdech powodował ogromny ból. Skuliłam
się na ziemi, kilka osób mnie objęło. Ujrzałam ciemne kosmyki. Blaise?
Wtuliłam się w chłopaka. Czknęłam kilka razy. Nie mogłam się uspokoić.
Zabini pomógł mi wstać i doprowadził do Ginny. Na widok czarnowłosego,
moja przyjaciółka uśmiechnęła się smutno. Zaraz. Spojrzałam na
prowadzącą mnie osobę. Prawie westchnęłam z zawodem. To Harry mnie
niósł.Nadzieja prysła niczym bańka mydlana. Po policzku spływały mi
kolejne łzy. Ruda przytuliła mnie. Schowałam twarz w jej włosach. Blaise
i Draco byli na pogrzebie,wiedziałam to. Ale nie podeszli.
Pielęgniarka
dawała mi codziennie leki uspokajające, choć już ich nie potrzebowałam.
Chwila psychicznego załamania przeminęła wraz z opuszczeniem cmentarza.
Wróciła słodka chęć zemsty. I to ze zdwojona siłą. Poszukiwaniom
mordercy przeszkadzał mi zbliżający się bal. Podekscytowani uczniowie
opuszczali się w nauce, a nauczyciele pragnąc ich zmobilizować, zadawali
jeszcze więcej prac. Dodatkowo profesor McGonagall ogłosiła konkurs dla
dziewcząt, którego zwyciężczyni zaśpiewa podczas imprezy noworocznej.
Wybiegają myślami tak daleko w przyszłość, a nie wiedzą czy dożyją
jutra. To zdanie ostatnio stało się moim mottem.
Snape
nie zapomniał o mojej karze za zniszczenie mu butów, czeka jedynie na
odpowiedni moment – jak to powiedział.Ludzie przestali kierować do mnie
współczujące spojrzenia po tym, jak nakrzyczałam na Rona za powtarzanie
co kilka minut jak mu przykro. Może za bardzo na niego naskoczyłam, ale
takie przypominanie o tragedii irytowało.
Co
do planu unicestwienia Harrego, nie miałam żadnego. Zdobyłam jego
zaufanie, może nawet i przyjaźń, ale nie miałam pojęcia jak go zwabić w
pułapkę. I jaką. Myślałam o ataku podczas balu, ale wydaje mi się
niemożliwe, aby setka osób wdarła się do najbardziej strzeżonej szkoły w
świecie magii, z Dumbledorem w niej. Nawet nie podsuwałam tego pomysłu
ojcu, nie warto by było tracić czas. Co do Lorda, napisaliśmy do siebie
ze dwa listy i na tym się skończyło. On ma swoje obowiązki, ja swoje.
Dopóki nic nie stanowiło dla mnie zagrożenia, miałam się nie zgłaszać.
Ginny
kazała Harremu iść ze mną na bal.Kiedy to usłyszałam, prawie tarzałam
się po podłodze ze śmiechu. Chłopak oczywiście nie protestował, ze
strachu przed rudowłosą osóbką. Jednak sytuacja w jakiej się znalazł
była sama w sobie komiczna. Ja w ogóle nie chciałam iść na to przyjęcie,
jednak wzrok Weasley mówił „zginiesz”, więc więcej nie buntowałam się. I
wyszło na to, że moim partnerem będzie słynny Harry Potter, chłopak
Ginevry Weasley, która sama idzie z innym. Imienia nie chciała zdradzić
nawet mnie. Toż to grzech!
Umbridge
coraz swobodniej czuła się na stanowisku Wielkiego Inkwizytora
Hogwartu,doprowadzając tym do szału nawet - zazwyczaj ignorujące
wszystko - duchy.Tablica Zasad poszerzała się z każdą godziną, ledwo
mieszcząc się na ścianie przy Wielkiej Sali. Landryna zmieniła kilka
swoich metod „podwyższania standardów szkoły” po akcji z profesor
Sybillą na nieco łagodniejsze. Chociaż i to określenie będzie za mocne.
Sądzę, że to nie potrwa długo. Patrząc na treść książki, Dumbledore
będzie miał zamiar zatrudnić centaura. A wiadomo jak Dolores kocha
istoty magiczne. Chociaż z drugiej strony niczego nie byłam już pewna. W
książce nie było mowy o bliźniaczce szlamy Granger. A jednak jestem w
Hogwarcie. Harry nie miał też jakiejś blondynki za partnerkę. O balu
Rowling też nie wspominała.
Harry
zdradził mi, że zamierza wraz z Hermioną założyć „kółko”, podczas
którego będzie uczył obrony przed zaklęciami czarno magicznymi. Doprawdy
podziwiam jego zapał. Zgodziłam się nawet na przyjście,przecież muszę
poznać umiejętności wroga. Może i sama się kilku przydatnych zaklęć
nauczę. Ale nie mogę zapominać o mojej misji. W książce o Wybrańcu Lord
Voldemort ginie. A jedynym sposobem na zmienienie jego przeznaczenia
będzie zabicie Harrego Pottera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz