14 cze 2012

Rozdział 10. Tylko oczy


 Było ciemno. Czarno, ale widziałam wszystko bardzo wyraźnie. Drzewa uginały się pod siłą deszczu i wiatru. Było mi jednak sucho i ciepło. Na ziemi leżał ciemnowłosy chłopak. Miał otwarte usta, lecz nie słyszałam krzyku. Byłam jak część tego wszystkiego, jednocześnie nie mając z tym nic wspólnego.
Przede mną, nad chłopakiem, stała szczupła dziewczyna. Co chwilę w stronę leżącego leciał kolorowy promień. Ofiara cierpiała. Chciałam przerwać jego katusze, ale nie byłam w stanie podejść ani odezwać się. Ostatnie zaklęcie zakończyło "zabawę". Jej włosy tak bardzo przypominały mi Hermionę. Tak bardzo. Nagle postać rozpłynęła się. Przez chwilę wpatrywałam się w punkt, w którym powinna stać. Zacisnęłam powieki. Kiedy je otworzyłam, stałam nad nieruchomym ciałem bruneta. Z nosa spadły mu okulary - a raczej ich szczątki. Nie mogłam patrzeć na tę zmasakrowaną twarz. Powieki miał uchylone. Takie piękne, zielone. Nad brwią miał kanciasta bliznę. Zupełnie jak u... Chciałam krzyknąć, zawołać kogoś, kogokolwiek. Nie potrafiłam. Jakby mnie tam nie było ciałem, tylko dusza. Tylko oczy.
    Obok mnie pojawiła się oprawczyni. Dlaczego go zabiłaś?! Spojrzałam jej w oczy. Gdybym mogła, zachłysnęłabym się powietrzem. Szkarłat tęczówek wręcz raził. Usta widma rozciągnęły się w przerażającym, szaleńczym uśmiechu. Patrzyła prosto na mnie. Omiotłam wzrokiem jej twarz. To nie była Granger. To byłam ja.

"Co sprawia, że człowiek zaczyna nienawidzić sam siebie? Może tchórzostwo. Albo nieodłączny strach przed popełnieniem błędów, przed robieniem nie tego, czego inni oczekują."

Paulo Coelho
Weronika postanawia umrzeć
    Otarłam dłonią łzy, kilka razy odetchnęłam. Na szczęście nie obudziłam współlokatorek, może nie krzyczałam. Ten las był taki realistyczny. Zbyt prawdziwy. Najstraszniejszy był "niebyt". Brak węchu, czucia, głosu. Tylko wzrok. Sen jest jakby miastem. Gdzie większość alei jest nieznana. Istnieje zadbane osiedle, ale też zatęchły zaułek, który okazuje się mieć jednak rozdroża. Więc jak może się nazywać ślepą uliczką? A może to ludzie są ślepi. I nie widzą tych dróg, tych mnóstwa możliwości. Jedna rzecz łączy te dwie części miasta. W obu przypadkach nigdy do końca ich nie poznamy i nie zrozumiemy.
Ziewnęłam przeciągle. Lavender i Parvati już z samego rana dyskutowały o modzie. Kiedy zauważyły, że się obudziłam, usiadły na moim łóżku.
- Z kim idziesz? - Spytała z podnieceniem Brown.
- Gdzie? - Zmarszczyłam brwi.
- Nie mów, że nie czytałaś ogłoszenia. Za dwa miesiące ma się odbyć bal sylwestrowy.
- Dopiero wstałam, nie byłam jeszcze w Pokoju Wspólnym. A wy macie kogoś na oku? - Dziewczyny zapiszczały.
- Chciałabym pójść z Ronem, ale on pewnie zaprosi Łopatozębną - zaśmiałam się. Lav westchnęła.
- Hermiona ma już normalne zęby.
- Skąd wiesz, że chodziło o nią? - Parvati spojrzała na mnie podejrzliwie. Skąd wiem... Skąd to wiem...
- Usłyszałam jak jakiś Ślizgon tak się do niej zwrócił - skłamałam gładko. Nie naciskały. Musiałam się bardziej pilnować. Znajomość przyszłości i przeszłości, nie biorąc w niej udziału, była kłopotliwa. I dziwna.
    Potarłam dłońmi ramiona, aby choć trochę rozgrzać skórę. Środek listopada nie był ciepłym okresem. Poprawiłam czapkę, która co chwilę zsuwała mi się na oczy. Sobota za to była dniem, kiedy wszyscy uczniowie Hogwartu chcieli odpocząć od nauki i mieli zamiar spędzić ten czas na zewnątrz. Hogsmage było więc idealnym miejscem. Comiesięczne wyjście do miasteczka czarodziejów zaprzątało głowy już kilka dni przed. Perspektywa odwiedzenia przytulnych kawiarenek wzbudzała ogólne podniecenie.
    Na widok znajomej, rudej czupryny, uśmiechnęłam się. Podeszłam do niej tak, aby mnie nie usłyszała i zakryłam jej oczy dłońmi. Dziewczyna zapiszczała i szybko się odwróciła. Uścisnęłam ją mocno. Trzymając się pod rękę, weszłyśmy do Trzech Mioteł. Zajęłyśmy pusty stolik i złożyłyśmy zamówienie.
- Jak się miewa Hermiona? - Uśmiechnęłam się, upijając łyk herbaty. Przez moje ciało przeszedł przyjemny, ciepły prąd.
- Szczerze, nie najlepiej. To całe zamieszanie ją wykończy. Nigdy nie była w podobnej sytuacji, nie wie jak się zachować. Ślizgoni wyśmiewają ją, gadają coś, że nie jest już jedyną Granger. Malfoy oczywiście rozpacza, że teraz są dwie Naczelne Szlamy. Wybacz, tylko powtarzam – wzruszyła ramionami.

 –  On to ma problemy - Ginny wywróciła oczami. Zachichotałam.
- Nie wiedziałam, że tak emocjonalnie do tego podchodzi - starałam się ukryć uśmiech.
- Dziwi cię to? Nie rozumiem, ty się w ogóle tym nie przejmujesz. Nie jesteś ciekawa, dlaczego tak bardzo jesteście podobne? Ja bym wszystko oddała za siostrę!
- Miałam na myśli Malfoy’a.
- O. Tak, biedak potrzebuje pomocy psychologicznej. Albo psychiatrycznej – parsknęłam.
- Wszystko? Dałabyś za siostrę wszystko? - Uniosłam brew.
- No... nie. Ale tak się mówi! - Zaśmiałyśmy się.
- Masz rację, nie obchodzi mnie to całe poszukiwanie Hermiony. Mam wrażenie, że ona chce udowodnić, że nie mamy ze sobą nic wspólnego. Biedna, tak bardzo ją obchodzi zdanie innych? - Zironizowałam.
- To nie jest zabawne - Ruda przybrała poważną minę - Paulina, to nie jest podobieństwo. Wy jesteście niemalże identyczne.
- Właśnie - przerwałam jej - Niemalże. Różnimy się pod wieloma względami. Twojej przyjaciółce chyba nie tylko o to chodzi. Jest świadoma, że nie możemy być spokrewnione. To coś innego... - zamyśliłam się.
- Co masz na myśli?
- Sama nie wiem. Ale wyciągnę to z niej - kiedy zobaczyłam minę Ginevry, wybuchłam śmiechem - Musiało to dramatycznie zabrzmieć. Spokojnie, Granger przeżyje - puściłam koleżance oczko.


    Duża, drewniana szafa była dokładnie naprzeciw mnie. Drzwi przyozdobione ornamentami, złoty zamek. Piękno mebla niszczyły zardzewiałe łańcuchy, oplatające go. Szafa co chwilę drgała, jakby umierała w konfuzjach. Drgawki zaczepy się nasilać. Profesor Dolores Umbridge machnęła różdżką, a więzy opadły z brzdękiem. Drzwiczki skrzypnęły. Klasa zamarła. Powoli zaczęły się otwierać, wnętrze było czarne. Albo tak ciemne, choć padały na nie promienie słoneczne. Co więc rzucało cień? Nic nie rozumiałam.
- Niech jedna osoba podejdzie – wyszeptała nauczycielka, jakby była się, że coś znajdujące się we wnętrzu szafy, może wszystkich skrzywdzić, jeśli odezwie się głośniej. Nikt nie odważył się wykonać polecenia. Kobieta lustrowała uczniów wzrokiem, pod siłą którego zaczęliśmy się cofać pod ścianę.
- Kto jest chętny? – Oczy zatrzymała na mojej sylwetce. Wiedziałam, że nie ma czego się bać, w końcu sama propagowała zajęcia bez używania zaklęć. Jednak nie byłam pewna, czego się spodziewać. A owe zwątpienie dusiło w gardle i nie pozwalało wystąpić z grupki. Ktoś z tyłu mnie szturchnął. Postąpiłam krok do przodu, dwa, trzy. Stanęłam przed szafą. Mebel ponownie zadrżał, silniej niż ostatnio. Z wnętrza, na pozór pustego, wyleciało coś na kształt zmory. Czarne widmo, unoszące się nad ziemią. Patrzyło na najbliżej stojącą osobę – Umbridge. Dementor. Pulchna kobieta gwałtownie wciągnęła powietrze i cofnęła się pod ścianę. Wtedy upiór spojrzał na mnie. Zaczął szybko wirować, przekształcać się. Serce zabiło mi szybciej w piersi. Na miejscu de mentora pojawiła się postać. Nic przerażającego w niej nie było. Ubrana w szaty Slytherinu dziewczyna. Kształty ciała przywodziły na myśl około szósty rok nauki. Mój wzrok powędrował wyżej. Zatkałam sobie usta ręką, aby nie pisnąć. Usta zastygłe w tym samym, demonicznym uśmiechu, co w moim śnie, z kącika spływała stróżka krwi. Oczy rozbiegane, szaleńcze. I czerwone. Blada cera, lekko posiniaczona. Zaczęłam dostrzegać też inne szczegóły. Szata przesiąknięta była krwią. Byłam pewna, że nie tylko moją. Czułam się, jakbym widziała swoją przyszłość. Czy bałam się jej? No cóż, po tym, co teraz widziałam, to niespieszno mi. Byłam przerażona perspektywą stracenia zmysłów. Tak wyglądająca osoba nie może być normalna. To chore.
- No dalej, wypowiedz formułkę! – Nauczycielka odzyskała głos. Powoli, jakby w obawie, że bogin się zaraz na mnie rzuci, wydobyłam z kieszeni różdżkę – Wypowiedz formułkę, znasz ją! – Uniosłam drewienko. Nazwa zaklęcia obijała mi się o myśli. Nagle wpłynęła inna. Bardziej kusząca. Tak prosta, przecież i tak się nic nie stanie. To coś nie jest prawdziwe. Tak tylko, dla próby. No dalej, zrób to! Otworzyłam usta. Już miałam wykrzyczeć tak upragnione słowa. Jednak przyszło opamiętanie.
- Riddiculus – wyszeptałam wstrząśnięta wcześniejszymi myślami. Postać uciekła do szafy. Profesor natychmiast magią zamknęła mebel i oplotła go łańcuchami. Schowałam różdżkę i ze spuszczoną głową wyszłam z Sali. Usłyszałam jedynie „koniec zajęć”.
  
- To nic takiego, bałaś się. Chciałaś się po prostu tego pozbyć. Nie martw się,  niejeden pewnie o tym pomyślał.
- Ginny! Ja chciałam to coś zabić! Prawie wypowiedziałam formułkę Zaklęcia Niewybaczalnego.
- Ale powstrzymałaś się – Ruda próbowała mnie usprawiedliwić. Tym razem nie miała racji i ona to wiedziała. Widziałam w jej oczach ten nikły strach, jakbym zaraz miała ją zamordować. Widziałam tę bezradność.
- Nie rozumiesz. Ona mi się już śniła – spuściłam głowę – to byłam ja. Odmieniona, upiorna, ale ja. Chciałam ją zabić, zabić tę część mojej osoby. Tak jakby we mnie siedziała i zmuszała. Podszeptywała „zrób to”. I ten uśmiech. Do tej pory mam dreszcze na myśl o nim.
- Panikujesz. Przyśnił ci się koszmar, wystraszyłaś się. Dlatego ta dziewczyna była twoim boginem. To twój strach.
- Ginny. Ja się nie tylko boję jej. Boję się tego, co zrobiła lub co zamierza zrobić.
- Ale mówisz, że w pewnym sensie to byłaś ty. Czemu mówisz „ona”.
- Bo nie chcę stać się kimś takim. Nie chcę tego zrobić – byłam bliska płaczu. Gula w gardle z każdym słowem rosła i nie zamierzała zniknąć.
- A… co zrobiła? – Spojrzałam przyjaciółce w oczy.
- Ona… Nie, ja! Ja zabiłam Harry'ego! – Wybuchłam płaczem.


Wiem, bardzo dużo podkładów, ale starałam się go jak najlepiej dobrać, żeby oddawał nastrój. Czy mi wyszło, wy powiedzcie. Rozdział lekko mi się pisało. W końcu dochodzimy do momentów, które niektórzy mogą kojarzyć z poprzedniej wersji opowiadania.

6 komentarzy:

  1. Mi się podoba. Masz ładny, ciekawy styl. opisy nie były nudne; wręcz przeciwnie.
    Jedyne co mi się nie podoba to czcionka. Bez obrazy, ale czyta się... hm.... beznadziejnie. Jest troszkę za mała i drażni moje oko. Proszę o zmianę. Ale tak to b. ładnie.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcionka już poprawiona, fakt było koszmarna. Niestety dopiero poznaję blogspot, ale już coraz lepiej :)
      Dziękuję za miłe słowa.

      Usuń
  2. Z przyjemnością będę Cię powiadamiać. Cieszę się, że prolog przypadł Ci do gustu. W najbliższym czasie postaram się przeczytać rozdziały u Ciebie.
    Cóż... ta "zła" osoba nie jest główną bohaterką, aczkolwiek na pewno jeszcze zawita w moim opowiadaniu ;)
    Pozdrawiam!
    [iluzja-zla.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak czy inaczej, bardzo podoba mi się Twój styl i z chęcią przeczytam Iluzję Zła :)

      Usuń
  3. Witam, na początku dziękuję za komentarz na moim blogu :) Dodaję do linków i z chęcią będę powiadamiać o nowościach.
    Co do Twojego opowiadania, to historia przypadła mi do gustu. Na razie powiem tylko tyle, bo chcę nadrobić poprzednie rozdziały. Kiedy to zrobię, będę mogła wypowiedzieć się głębiej :)
    Serdecznie pozdrawiam!
    [echo-naszych-slow][byc-huncwotem]

    OdpowiedzUsuń
  4. Piszesz naprawdę świetnie, też bym chciała takiej pomysłowości! ;)

    OdpowiedzUsuń

Treść właśnością Cavalli. Motyw Rewelacja. Obsługiwane przez usługę Blogger.