14 cze 2012

Rozdział 9. Raj czy piekło

    Według planu teraz miałam eliksiry. Może być ciekawie. Zeszłam do lochów. Klasa, na szczęście, była naprzeciw schodów, więc nie miałam problemów ze znalezieniem jej. Stanęłam pod drzwiami i czekałam na nauczyciela. Schodziło się coraz więcej uczniów. Przywitałam się z Gryfonami. Draco i Blaise też już byli. Teraz jest odpowiedni moment. Już byłam przy chłopakach, kiedy drogę zastąpiło mi dwóch osiłków.
- Mam sprawę do waszego kolegi, więc ruszcie swoje tłuste zadki i dajcie mi przejść - wycedziłam. Grubasy wymieniły zdumione spojrzenia.
- Crabbe, Goyle, co tam się dzieje?
- Jakaś przybłęda do ciebie - przepchnęłam się między Ślizgonami i stanęłam przed Malfoy'em i Zabinim.
- Nie macie mi czegoś do powiedzenia?
- Znamy się? - Draco uniósł brew.
- Skleroza na starość - mruknęłam do siebie - Wyjaśnij mi swoją ignorancję.
- W pociągu dałem ci jasno do zrozumienia, co o tobie myślę.
- Chcesz coś dodać Blaise? - Chłopak tylko odwrócił wzrok.
- W porządku! Żegnam panów - akurat przyszedł Snape i wpuścił nas do klasy. Zajęłam miejsce w wolnej ławce i wyjęłam kociołek.
- Dzisiaj uwarzycie Eliksir Żywej Śmierci. Longbottom, siadaj tutaj - Mistrz Eliksirów wskazał puste miejsce obok mnie. - Na koniec lekcji wymienicie się swoimi pracami i wypróbujecie ich. Także radzę się postarać - uśmiechnął się jadowicie. Dobrze, że podczas wakacji Severus objaśnił mi zasady warzenia mikstur. Ali i tak miałam problem. Mieszały mi się składniki. Nawet córka Lorda Voldemorta musi się uczyć. Uśmiechnęłam się do swoich myśli.
- Granger! Minus 20 punktów za podszeptywanie podpowiedzi Longbottomowi - ryknął Snape i wznowił krążenie po klasie. Dekoncentrowało mnie to.
- Granger! Nie jestem ślepy! Minus 30 punktów - ku mojemu zdziwieniu koło ucha nadal słyszałam głos Hermiony.
- Dosyć! Szlaban, panno Granger. Longbottom, dawaj kociołek. - Neville, czerwony ze wstydu, napełnił fiolkę moim eliksirem i podszedł do nauczyciela.
- Do dna - wysyczał Nietoperz. Chłopak musiał posłuchać. Wstrzymałam oddech. Gryfon upadł na podłogę i zaczął chrapać. Profesor ocucił go inną miksturą - Zadowalający, Jackobs. Twoja kolej. - Niedowierzając, powtórzyłam czynności sąsiada z ławki. Napój nie był zły. Lekko gorzkawy. Czułam się nawet dobrze. Tylko dlaczego nie śpię?
- Nędzny, Longbottom. Proszę to wypić, panno Jackobs - wzięłam fiolkę. Naczynie wypadło mi z rąk, kiedy zakręciło mi się w głowie. Chyba zaczynałam odczuwać skutki zażycia pracy Nevilla, bo zrobiło mi się niedobrze. zatkałam sobie usta ręką, ale nie wytrzymałam. Pochyliłam się i zwymiotowałam. Kiedy mój żołądek nie miał już z czego się wypróżniać, otarłam usta chusteczką. Przeraziłam się, widząc tuż przed sobą szatę Snape'a. Spojrzałam w dół i skrzywiłam się. Jego, niegdyś czarne, buty upaćkane były moimi wymiocinami. Klasa dusiła się ze śmiechu. Nietoperz zaklęciem usunął "zabrudzenie".
- Szlaban, panno Jackobs - wycedził - A teraz proszę udać się do Skrzydła Szpitalnego po coś na... ból brzucha - uczniowie zawyli. Lekko obrażona wzięłam swoje rzeczy i opuściłam salę. Nie miałam zamiaru iść po leki. Poszłam do łazienki umyć zęby. Przecież to nie moja wina,ze ta ciamajda źle przyrządziła eliksir. A czułam się w miarę dobrze, więc uznałam, że opieka pielęgniarki jest zbędna. Snape przynajmniej zapomniał powiedzieć, o której mam przyjść. Ale z tego, co wyczytałam w "Harrym Potterze", Mistrz Eliksirów zawsze i we wszystkim miał swój cel. Wolałam więc później poczekać pod salą na koniec zajęć. Z klasy zaczęli wychodzić uczniowie. Ślizgoni parodiowali odruchy wymiotne, Malfoy dodał "efekty dźwiękowe". Żałosne. Zapukałam we framugę, nikogo nie zastałam. Z boku pomieszczenia były jeszcze jedne drzwi. Stuknęłam w nie kilka razy piąstką i weszłam.
- Profesorze? - Zauważyłam go przy biurku. Chyba miał zamiar mnie ignorować - Nie ustalił pan godziny szlabanu.
- 20:00 - i wrócił do przeglądania jakichś papierów. Nie pozostało mi nic innego, jak pójść na kolejną lekcję, na która byłam już spóźniona.
- Dzień dobry, byłam u profesora Snepa.
- Usiądź - odpowiedziała nauczycielka Obrony przed Czarną Magią przesłodzonym głosem. Zajęłam miejsce obok Złotego Chłopca.
- Kontynuując, wasze dotychczasowe lekcje nie były odpowiednio prowadzone. Ministerstwo Magii doskonale zdaje sobie sprawę, że poziom waszej wiedzy i umiejętności daleko odbiega od tego, czego Ministerstwo wymaga - Umbridge kazała mówić do siebie chórem, ale ja oraz kilku Ślizgonów milczało. Później i Święta Trójca przestała się odzywać. W tej kobiecie wszystko mnie irytowało. Mieliśmy przepisywać zdania z tablicy, kiedy uwagę klasy rozproszyła Hermiona, siedząca przede mną z wysoko uniesioną ręką.
- Czy twoje pytanie dotyczy rozdziału, moja droga? - Dolores skierowała swoje małe oczy ku dziewczynie.
- Nie.
- W takim razie nie mogę udzielić ci pozwolenia na zadanie go.
- Mam wątpliwości co do celów programu nauczania.
- Twoje nazwisko? Hermiona Granger.
- Cele nauczania, panno Granger, zostały już przeze mnie wyjaśnione. - nauczycielka ukazała ostre zęby.
- Jednak nie są one dla mnie jasne. Tam nie ma nic o użyciu zaklęć obronnych. - Faktycznie. W punktach na tablicy nie było o tym wzmianki. Umbridge uniosła brwi.
- A czy owe zaklęcia są potrzebne? - Zaśmiała się, szczerze zdziwiona - Nie widzę potrzeby używania różdżki na mojej lekcji.
- A jeśli ktoś nas zaatakuje? - Harry był podirytowany.
- Moi kochani, kto miałby was atakować? - I znów ten denerwujący śmiech.
- No nie wiem - Potter udawał, że się zastanawia - Może Lord Voldemort - Kilka dziewcząt pisnęło. w sali zaległa cisza. Umbridge zszedł uśmiech z twarzy.
- Postawmy sprawę jasno - mówiła roztrzęsionym głosem - Ktoś chce w was zasiać panikę. Wmówić wam, że czarnoksiężnik wrócił zza grobu. Ale to nie prawda - Wybraniec widocznie nie wytrzymał.
- Widziałem go! Walczyłem z nim!
- Odejmuję Gryffindorowi 10 punktów!
- Więc jak, według pani, zmarł Diggory?
- To był zbieg okoliczności. Ministerstwo Magii...
- Ministerstwo Magii boi się prawdy - przerwałam jej. Kobieta najwyraźniej doznała szoku - Aurorzy zajmują się przesłuchaniami niewinnych mugoli w celu pokazania zwykłym czarodziejom, że rząd jest silniejszy. Zajmują się bzdurami, zamiast wyłapywać prawdziwych śmierciożerców! - Teraz większość uczniów patrzyło na mnie jak wariatkę.
- Podważasz autorytet Ministra? - Już nie mówiła przesłodzonym głosem.
- Nie. Ministerstwa.
- Wyjdź! Wynoś się z mojej klasy. Razem z Potterem - Pozbierałam książki i wyszłam. Mijając kobietę, uśmiechnęłam się mściwie. Po chwili dołączył do mnie Harry.
- Ale się porobiło, co? - Chłopak uśmiechnął się nieśmiało.
- Ta... - nagle wpadłam na pewien pomysł - Masz jeszcze jakieś lekcje? - Brunet pokręcił przecząco głową - To chodźmy gdzieś.
- Może... do Pokoju Życzeń.
- Dobrze.

Siedzieliśmy w fotelach i zaśmiewaliśmy się do łez z opowieści chłopaka. Harry był naprawdę miły. Wiele przeszedł, a nadal potrafił się uśmiechać. Imponował mi tym. Ja bym na jego miejscu nie mogła nawet spać. Moja psychika by tego nie wytrzymała. Jestem słaba.
- Harry - przerwałam mu jego jakże zabawną historię - co tam się wydarzyło? - Ojciec nie chciał mi tego wyjaśnić. Nie wiem, dlaczego. Czyżby rzeczywistość różniła się od rozdziału o Cedricu?
- Wybacz, ale nie jestem jeszcze gotowy na zwierzenia - brunet spuścił wzrok.
- Nie ma problemu. Rozumiem - uśmiechnęłam się.
- Jako jedna z nielicznych - prychnął Potter. Zaległa cisza.
- Chodźmy na dwór. Nie będziemy się tu zasmucać - wstałam z fotela i ruszyłam do wyjścia z Pokoju Życzeń.

Przyroda już zaczęła oddawać się Pani Jesieni. Widać było pierwsze oznaki nadchodzącej pory roku. Rosa osiadła na trawie, a krople wody mieniły się w słonecznym świetle. Już nie taki delikatny wiatr zapraszam opadłe liście do tańca, którego kroki zna tylko on sam. Błękit nieba w ponad połowie przysłonięty był szarymi kłębami chmur.
Przykucnęliśmy pod ścianą szkoły. W ciszy podziwialiśmy uroki błoni. Tu niepotrzebne były słowa. Widziałam wszystko wyidealizowane. Czułam swego rodzaju tęsknotę. Czytając historię Złotego Chłopca, smuciłam się, dlaczego magia nie istnieje. Czemu tak niesamowite i piękne rzeczy są tylko fikcją. A świat okazał się inny. Najzabawniejsze jest to, a może najstraszniejsze, że życie nie jest rajem. I mam nadzieję, że nie okaże się piekłem.

Nawoływanie Harrego sprowadziło mnie na ziemię. Wstałam, okularnik zrobił to samo. Do Pottera podbiegła brązowowłosa dziewczyna. Przyjrzałam się jej poskręcanej szopie. To na pewno Granger. Tych loków nie da się pomylić z nikogo innego. Spojrzałam na jej twarz. Lekko mnie wmurowało. Usta, nos, kształt buzi. Jakbym patrzyła w lustro zmieniające barwy. Hermiona również wyglądała na zdziwioną.
- Czy ty się we mnie transmutowałaś? - Spytała oburzona. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Dosyć głupia sytuacja. Znałam już kilka dziewcząt, przypominających mnie. Ale nigdy w takim stopniu.
- Uf, a już myślałem, że ja i Ron jesteśmy stuknięci. Tyle razy miałyście ze sobą styczność, a nic nie zauważałyście. Sądziliśmy, że nam się w mózgach... - Harry pokręcił palcem, wskazując na głowę. Parsknęłam.
- To nie jest zabawne! Poszukam czegoś w książkach - odwróciła się od nas i ruszyła ku zamkowi.
- Powodzenia - mruknęłam. Spojrzałam na Wybrańca, on a mnie. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął. Lekko się do niego uśmiechnęłam i odeszłam bez słowa.

1 komentarz:

Treść właśnością Cavalli. Motyw Rewelacja. Obsługiwane przez usługę Blogger.