14 cze 2012

Rozdział 7. Prawda zawsze tkwi na dnie


    Ten rozdział wyjątkowo dobrze mi się pisało.I szybko. Trzy dni to w moim przypadku dobrze. I rozdział 8 już ma 1 stronę A4 :D To może już w środę pojawi się ósemka, kto wie ;) 


 Szybko odsunęłam się od niego, aby uciec przed dotykiem długich palców. Voldemort, nie spuszczając ze mnie wzroku, zwrócił się do śmierciożerców. 
- Zostaje tylko Severus i Lucjusz. Reszta wynocha - tłum mężczyzn i kobiet ruszył ku wyjściu. Wzrokiem pożegnałam Blaisa i Dracona - Skoro już tu jesteś, powiedz wszystko, co wiesz. Oni na pewno już ci coś wyjaśnili - blady mężczyzna patrzył na mnie wyczekująco.
- Nie musieli mi nic tłumaczyć - prychnęłam. Voldemort uniósł brwi. Po chwili zrozumienie pojawiło się na jego twarzy. Odwagi dodawała mi myśl, że to musi być głupi sen.
- Czytałaś książkę - zacmokał. 
- Bystra z ciebie gadzina.
- Gdybyś była zwykłą śmierciożerczynią, ukarałbym cię solidnie za to szczekanie.
- No tak. Bo szlama zasługuje na honorowe traktowanie - widziałam, że Lord jest coraz bardziej zirytowany.
- Ty tak - uciął - Ale może zaczniemy od początku. Nie wiem, czy się zorientowałaś, że nie wszystkie informacje w serii są prawdą. I nie wszystkie zostały tam zamieszczone.
- Miło się gawędzi, ale zapomniałam wyłączyć kran w łazience.
- Dlaczego ty się nie boisz?
- Bo i tak mnie zabijesz, więc po co to przedłużać? Jak cię wkurzę, to może zrobisz to bezboleśnie - Czarny Pan roześmiał się. Tylko czemu ja wyczułam rozbawienie? Muszę się bardziej postarać. A potem się obudzę - Uroczy śmiech - postawiłam na ironię. 
- Wracając do tematu. Rowling nie napisała o mnie bardzo istotnej rzeczy. Mam żonę.
- Zaraz - zaśmiałam się - nie prosiłam o opis twojego życia intymnego. I oni tez zapewne nie chcą znać szczegółów - wskazałam na dwóch śmierciożerców. 
- A jednak wysłuchasz tej historii - syknął Voldemort - to się stało jeszcze zanim wyglądałem...
- Jak gówno? - Dokończyłam. Jaszczur zacisnął zęby.
- Jak widmo - wysyczał. On chyba umie tylko świszczeć.
- Spotkałem bardzo piękną kobietę. Najpotężniejszy czarnoksiężnik, ale jednak mężczyzna. Spędziliśmy kilka tygodni razem. 
- I kilka nocy? - Zadrwiłam.
- Zgadza się - odpowiedział takim samym tonem Popierała moje idee, byłem nią oczarowany. Nieraz się zastanawiałem, czy nie uczynić ją Czarną Panią. Jednak ona wolała stać z boku. Zwolenników miałem coraz więcej. Pewne małżeństwo mnie jednak zdradziło, a ja nie mogłem - nie chciałem - pozwolić im odejść. Lily i James Potter - zatkało mnie. Rodzice Wybrańca po złej stornie? To już było chore - Urodził im się syn, a mnie plan zemsty. Chciałem zniszczyć ich od wewnątrz. Mieli cierpieć. I błagać o wybaczenie, którego i tak by nie otrzymali. Na moje nieszczęście zdrajcy zginęli pierwsi. Pewnie zdajesz sobie sprawę z tego, że bywam nieco wybuchowy. No więc. Dzieciakowi zostawiłem bliznę i ukryłem się w Albanii. Pozwoliłem przez dwanaście lat wierzyć Dumbledorowi, że zginąłem. Spytasz, dlaczego więc wyglądam tak? Stworzyłem sobie... dobra, Snape uwarzył mi eliksir, dzięki któremu mogę w każdej chwili zmieniać wygląd. Wystarczyła jedna fiolka. Jednak nie było tak idealnie. Wtedy, w puszczy, Daphne - ta kobieta - wyjechała na równe dziesięć miesięcy do domu, do Anglii. Dowiedziałem się, dlaczego, zaledwie kilka tygodni temu. Dziecko. Mam potomka. Taa... byłem szczęśliwy, już planowałem szkolenie, ale NIE! Daphne krzyczała, że to dlatego uciekła, żebym się od dziecka trzymał z daleka. Wściekłem się. Od kiedy to miałem słuchać jakiejś kobiety? Nie ważne, że była moją żoną. Próbowałem przemówić jej do rozumu, uciekłem się nawet do szantażu. Nie słuchała. Wpadłem w furię. Zmieniłem ją w węża. Kojarzysz może Nagini? - Zaśmiał się przerażająco - Teraz jest o wiele bardziej posłuszna - zarechotał ponownie. 
- To chore - skrzywiłam się. Moje sny są pokręcone.
- Możliwe. Zostało jeszcze jedno pytanie. Kim jest dziecko.
- Mam to gdzieś. Każ swoim pieskom mnie odprowadzić do domu.
- Okazało się, że to dziewczynka - ciągnął - bardzo utalentowana. Jak jej rodzice. 
- Naprawdę wzruszająca historia. Siku mi się chce. Czy ten dom zaopatrzony jest w łazienkę?
- Ty jesteś tym dzieckiem - znieruchomiałam. Nie tego się spodziewałam. Już się bałam, że to jedna z tych, co się znęcaliśmy w sierocińcu i Voldemort chce się zemścić. Że to niby ja? Nawet jeśli, to przecież nigdy u mnie nie objawiały się magiczne zdolności. Lord jakby czytał mi w myślach.
- Matka zaczarowała cię tak, żebym nie mógł cię odnaleźć. Twoja moc jest stłumiona. Severus i Lucjusz pomogą ci ją wydobyć. 
- Nieee, to śmieszne. Chcę do domu. Nara - ruszyłam do drzwi. 
- Toaleta jest na pierwszym piętrze. Trzecie drzwi po prawej - prychnęłam - Temperament po ojcu.Trzasnęłam drzwiami. Rozejrzałam się w poszukiwaniu schodów. Są. Stopnie co chwilę skrzypiały, co potęgowało przeczucie, że nie powinno mnie tutaj być. Prawie że na palcach doszłam do łazienki. Szczerze mówiąc, myślałam, że będzie pełna zgnilizny i robactwa. Na szczęście skrzaty na to nie pozwoliły. Co teraz? Westchnęłam. Już widziałam ten cholerny uśmiech satysfakcji. Zeszłam na parter i zapukałam do drzwi. Nie czekając na odpowiedź, weszłam. W pokoju zastałam jedynie starszego Malfoy'a. - Zaprowadź mnie do pokoju.
- Wiedziałem, że wrócisz. Dlatego zostałem.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się szczerze - Tobie i Draconowi. Blaisowi też, oczywiście.
- Taka praca - odwzajemnił uśmiech. Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w sufit. Ale nuda. Przydałoby się trochę muzyki. Tylko skąd wziąć radio... Wyszłam na korytarz i zaczęłam wykrzykiwać najdziwniejsze imiona, jaki mi przyszły do głowy. W końcu przede mną pojawił się wątły, niski skrzat w obdartej szmacie.
- Precelek do usług - zamrugałam kilka razy. Precelek?!  Starałam się nie zachichotać.
- Precelku, skombinuj mi radio - stworzenie zniknęło z głuchym pyknięciem. Oparłam się o ścianę. Po kilku sekundach skrzat wrócił, uginając się pod ciężarem urządzenia - Dzięki - wróciłam do pokoju. Ku mojemu zdumieniu radio nie miało żadnego kabla ani wtyczki. Szok powiększył się, kiedy radio mimo tego działało. Akurat leciała piosenka Last friday night. Zaczęłam energicznie tańczyć po pokoju i śpiewać. No, przynajmniej teraz było śmiesznie. Zrobiłam głośniej najmocniej, jak się dało. Byłam w swoim żywiole. Wskoczyłam na łóżku, przymknęłam oczy, zaczęłam poruszać się w rytym piosenki I need a doctor . Uniosłam ręce. Ochłonęłam po szybszej piosence. Nagle drzwi z hukiem się otworzyły. Ktoś wyłączył muzykę. Otworzyłam oczy. W drzwiach dyszący ze złości Snape.
- Mogę w czymś ci pomóc?
- Tak - wysapał - możesz nie trząść sufitem?! - Ostatnie słowo wykrzyczał.
- Sufitem? - Parsknęłam. 
- Mam gabinet nad twoim pokojem. zlituj się, dziewczyno.
- Dobra, wystarczyło powiedzieć.
- A dałoby to coś? - Spytał powątpiewająco.  
- To się okażę. - Kiedy nauczyciel eliksirów wyszedł, odczekałam jeszcze kilka minut, po czym znów włączyłam muzykę, nie ściszając. Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła i ryk wściekłości. Zaśmiałam się i wróciłam do tańca. Teraz tylko trzeba czekać na wybudzenie z tego absurdu.

2 komentarze:

  1. Hahah. Będę kontynuować lekturę choćby tylko dla takich przerywnik ów i wcinania się w zdanie Voldemortowi typu: "siku mi się chce" albo "wyglądał jak gowno". Boskie

    OdpowiedzUsuń

Treść właśnością Cavalli. Motyw Rewelacja. Obsługiwane przez usługę Blogger.