14 cze 2012

Rozdział 6. Żyjemy w świecie pozornie normalnym - pozory mylą

***
- Gdzie jesteśmy?
- W Riddle Manor.
***

    Zszokowana popatrzyłam na towarzyszy. Chcą Mu mnie wydać?
- On wam kazał mnie przyprowadzić?
- Tak, ale...
- Żadne "ale"! Jestem szlamą, zabije mnie! Głupia zaufałam... - zaczęłam chodzić w kółko. Spanikowałam.
- Nie histeryzuj - syknął Draco - jesteś mu do czegoś potrzebna. To co, Blaise, my swoje zrobiliśmy. Podrzućmy ją Lordowi i się zmywamy - Zabini ochoczo przytaknął.
-Cholerni śmierciożercy - mruknęłam pod nosem - Dlaczego Dyrektor nie wysłał listu, tylko wy mi go przekazaliście? - chłopcy wzruszyli ramionami. Rok szkolny już się zaczął. Mogły być opóźnienia, a im zależało na czasie. Co prawda, to nie m y mieliśmy przybyć, ale... jak mówiłem, Czarny Pan ma co do ciebie jakieś plany.
    Obrażona, ale nico zlękniona, szłam pomiędzy arystokratami. Doszliśmy do dużych, mosiężnych drzwi, zdobionych ornamentami. Niektóre kształty układały się w ludzi zabijających się nawzajem. Draco zapukał. Postacie na drzwiach zaczęły się ruszać i syczeć. Czasem wyłowiłam normalne słowa jak "dziedzic", "ostrzeżenie". Malfoy zaczął podwijać rękaw lewej ręki, ukazując Mroczny Znak. Jak widać w rzeczywistości wcześniej dołączył do szeregów. Blondyn zauważył mój wzrok. 

- To nie jest Mroczny Znak. Tylko coś w rodzaju przepustki - zastanowił się chwilę - Zmywalny tatuaż - Płaskorzeźby spojrzały na znak i zastygły. Wrota zaskrzypiały, po czym mozolnie zaczęły się otwierać, jakby sprawiało im to trudność. Weszliśmy do środka. Wnętrza były utrzymane w odcieniach zieleni, beżu i bieli. Ze ścian obserwowały nas twarzy z grymasem. Co jakiś czas malowidła zaczepiały nas, ale ignorowaliśmy to.
    Korytarz był bardzo długi, a dotąd nie natknęliśmy się na żadne drzwi. Panowała ciemność. Pochodnie przymocowane do ścian dawały nikłe światło. Tak naprawdę ani długo nie szliśmy, ani korytarz nie był kilometrowy. Tylko odniosłam takie wrażenie, może byłam zbyt podekscytowana i za dużo myśli kłębiło mi się w głowie? Minęliśmy schody, jeszcze kilkanaście metrów i stanęliśmy. Przed nami jakby wyrosły drzwi, podobne do tych wejściowych. Chłopcy mocno je pchnęli.
   Pomieszczenie, jak zresztą wszystko w tym domu, było duże. W przeciwieństwie do korytarza, tu było jaśniej. Ciepła dawał ogień w kominku. Na środku stał stół, przy którym myślę, ze mogłoby usiąść ze sto osób. Jedno krzesło, na szczycie, wyróżniało się spośród innych. Wyglądało jak tron, choć nie było złote i lśniące, to jednak było się pewnym, że należy do bogatego czarodzieja. Pomimo że tak dużo tu miejsca, nawet nędznego skrzata domowego nie spotkaliśmy.
- Co się dzieje? Gdzie wszyscy? - Blondyn najwyraźniej się zdenerwował.
- Spokojnie, Smoku, zebranie pewnie się jeszcze nie zaczęło - jak na potwierdzenie do sali weszło kilka osób, ubranych w długie, czarne szaty i z maskami. Aby nie zwracać na siebie uwagi, stanęliśmy w cieniu. Chyba nawet nikt nas nie zauważył.
    Kiedy już wszystkie miejsca były zajęte - nie licząc "honorowego" i dwóch dla moich towarzyszy - napięcie wzrosło. Zebrani zaczęli wskazywać na mnie palcami, coraz więcej ludzi przyglądało się nam. Co za brak wychowania. Prychnęłam. Wielcy mi arystokraci.
    Najwyraźniej na kogoś czekaliśmy. I nie myliłam się. Kiedy smukła postać weszła, Śmierciożercy wstali i złożyli pokłon. Wychyliłam się nieco, aby lepiej widzieć przybyłego. Postać także była ubrana na czarno, jednak nie miała maski. Twarz, którą ujrzałam, była o wiele bardziej odrażająca, niż w opisie Rowling. Wychudła kreatura z głową przywodzącą na myśl łeb węża. Dwie szparki służące za nos, oczy błyskające czerwienią i wąskie usta, z których wydobył się piskliwy głos.
- Witajcie, moi Śmierciożercy - Lord Voldemort we własnej osobie. Trupioblada postać usiadła i przyjrzała się zebranym. Sztywno siedzący zwolennicy zamarli, jakby bali się Jego każdego oddechu. - Jakie wieści?
- Nikt Potterowi nie wierzy. Ministerstwo jest oburzone i zaczyna wątpić w możliwości chłopaka - po minie Riddla wywnioskowałam, że nie usatysfakcjonowały go te informacje.
- To wszystko, Lucjuszu? Nie postarałeś się - zacmokał - Cruccio!
Długowłosy blondyn w agonicznych ruchach spadł z krzesła. Wijąc się po podłodze, wrzeszczał, z każdą chwilą coraz słabiej i bardziej ochryple. Voldemort przerwał zaklęcie. - Następny. Prosimy, Bellatrix.
- To cię, Panie, zainteresuje. Podobno dzieciak użył czarów przy mugolu. Wydalili go ze szkoły - zaskrzeczała.
- To nieprawda. Nie do końca - szepnęłam. Blaise mnie uciszył.
- A... dlaczego Potter czarował?
- B-bo my...
- Streszczaj się, bo zaczynam tu gnić.
- Wysłaliśmy dementorów - powiedziała jednym tchem.
- Coo?! - Czarny Pan uderzył zaciśniętą pięścią w stół. - Mówiłem, że Knot nie może się o mnie dowiedzieć! Głupcy! Cruccio! - Lestrange zawyła z bólu. - Teraz Dumbledore schowa gdzieś swojego pieska, idioci! Kto jeszcze brał w tym udział? - Lord był wściekły. Bella z trudem podniosła się z ziemi.
- Nie przyznacie się? - Zaśmiała się histerycznie - No dalej, pani Zabini. Wyjdź z szeregu - syknęła Śmierciożerczyni - Wyjdź! - Stałam na tyle blisko, aby móc poczuć jak Blaise się spiął. Czarnowłosa kobieta podeszła do swojego pana i uklęknęła. Po chwili zaczęła się trząść i krzyczeć.
- Blaise - szepnęłam - Jego nie wyrzucili. Wysłuchaj mnie, proszę.
- Siedź cicho, bo nam też się dostanie - Draco też nie dawał za wygraną.
- Chłopaki, ale ja naprawdę mogę pomóc.
- Pomożesz, jeśli się przymkniesz - warknął blondyn. Posłusznie umilkłam. Voldemort nadal torturował matkę Zabiniego. - Nie. To nie w porządku.
- Uspokój się, powtarzam - warknął zirytowany już wychowanek Lucjusza. Nagle na sali zaległa cisza. Rozejrzałam się. Tak, jak myślałam, wszystkie twarze zwrócone były ku nam.
- Pan Malfoy i Pan Zabini - syczący głos wywołał u mnie dreszcze - Przyprowadziliście mi gościa?
- T-tak, Panie. Dziewczyna, o którą prosiłeś, mój Panie. - Wydukał Smok. Voldemortowi uśmiech zszedł z twarzy. Wstał od stołu i szybkim krokiem ruszył w moją stronę. Serce zabiło mi mocniej. Czarny Pan ujął moją twarz w dłonie.
- Moje dziecko... - szepnął tak, że tylko ja mogłam usłyszeć.

1 komentarz:

  1. Dla twojego własnego dobra, Cav, mam nadzieję, że to jest dosłownie dziecko Voldemorta ^,..,^

    OdpowiedzUsuń

Treść właśnością Cavalli. Motyw Rewelacja. Obsługiwane przez usługę Blogger.